Czy tożsamość znajdowana w
architekturze przekształca się czy umiera?
Biorąc pod
uwagę słownikowe znaczenie słowa tożsamość[1]
odpowiedź na zadane w tytule pytanie wydaje się być oczywista. Jednak wnioski
zostawmy na koniec.
Jeśli
chcielibyśmy traktować architekturę jako twór podobny do folkloru, tradycji czy
choćby rodziny, moglibyśmy zauważyć iż zachodzi tu pewna dość znacząca
prawidłowość. Zapewne wielu z Was zastanawia się jaka. Ja też się nad tym od
dłuższego czasu zastanawiałam i doszłam do wniosku, iż tak jak w różnych
skupiskach ludzkich, jednostki oddziałują na siebie w taki czy inny sposób, tak
również architektura oddziałuje na ludzi a ludzie na architekturę. Jak to jest
możliwe? Jest możliwe choćby z tego względu, że każde pomieszczenie, każdy
budynek jest zaprojektowany PO COŚ, DLA KOGOŚ, W JAKIMŚ CELU. Co to oznacza w praktyce?
Oznacza to, iż każdy architekt jakkolwiek starałby się dopasować do
indywidualnych preferencji klienta, nie uniknie w żaden sposób wpływu wizji
własnej. Jednak sztuką jest by zrobił to w taki sposób, by klient a) albo w
ogóle się nie zorientował, że taka sytuacja miała miejsce, b) zaakceptował ten
stan rzeczy i szalał z zachwytu. Jednak nie to jest tutaj kluczem do tego czym
tożsamość znajdowana w architekturze jest w ogóle, ani odpowiedzią na pytanie
zadane w tytule. Tą odpowiedzią jest to co ludzie zrobią z tym zastanym stanem
architektonicznym danego miejsca. To jak zostanie ono zaadaptowane na potrzeby
tego konkretnego użytkownika. Jak możemy się o niej przekonać? Dokładnie
dzisiaj uzyskałam odpowiedź na to pytanie goszcząc u mojego przyjaciela. Złożyło
się jakoś tak, że wcześniej nie miałam okazji odwiedzić go w jego domu, zaś
dziś ta okazja się nadarzyła. Byłam bardzo zaskoczona tym, że mieszkanie po babci, można przearanżować
w taki sposób by nie straciło ono na uroku jaki mają w sobie starodawne meble,
bibeloty czy choćby elementy wykończenia. Na czym polegała wyjątkowość tego
mieszkania? Przede wszystkim na tym, że tak naprawdę nie było absolutnie widać
tego, że to mieszkanie ma swoją historię, swoją tożsamość, która w pewien
sposób została mu wydarta z chwilą gdy wprowadził się tam mój przyjaciel.
Używając słowa wydarta nie mam na myśli pejoratywnego znaczenia tego słowa a
raczej porównanie do wyrwanej kartki z kalendarza, która symbolizuje zmiany i
przemiany. Interesujące było to, że mimo, iż w tym mieszkaniu znajdowało się
wiele elementów wskazujących na jego historię, tożsamość właśnie, do pewnego
momentu (a dokładnie do tego w którym nie zostałam uświadomiona, że jest
inaczej niż myślę), byłam przekonana, że mieszkanie jest nowiuśkie nieśmigane i
od początku aranżowane pod obecnych lokatorów. To zapewne zamiłowanie tychże do
antyków tak mnie zmyliło kiedy patrzyłam na te zdobione sufity i szklane
żyrandole!
Jak już
wcześniej wspomniałam, zachwyciło mnie połączenie babcinej wizji z tym co przynieśli ze sobą nowi lokatorzy. Z jednej
strony jestem wielką fanką antyków i wszystkiego co stare, co zapewne ma
związek z moją niezwykle sentymentalną naturą, z drugiej natomiast nigdy nie
myślałam o tym by łączyć starocie z nowoczesną modą. Cały czas żyło we mnie
przekonanie, że jak antyki to w całym mieszkaniu od podłogi aż po sufit, tak
samo jak nowoczesne aranżacje. A tutaj na przestrzeni wcale nie tak dużej –
wiadomo przecież jak wyglądają przeciętne mieszkania w blokowiskach – zetknęły
się dwa światy i fantastycznie się ze sobą uzupełniały. Piękne zdobienie sufitu
zyskało jeszcze na jakości po tym jak nowi lokatorzy wstawili do jednego z
pokojów szafę wielkości niemalże całej ściany. Szafa podobnie jak ściany i
sufit jest w kolorze białym, z przesuwanymi drzwiami, z lustrem na froncie. Ba!
To nie jest jedno lustro, to są cztery lustra (po jednym na każdym z jej
skrzydeł). Czy nie przypomina Wam to czegoś? Bo mnie owszem. Mianowicie kiedyś,
dawno temu, w innym mieszkaniu, była podobna szafa jeśli chodzi o gabaryty.
Pochodziła z lat 40 ubiegłego wieku. I według mnie idealnie pasowałaby do tego
wnętrza, które dziś miałam przyjemność oglądać. A mimo to przy całym moim
umiłowaniu do staroci spostrzegłam, że ta nowoczesna szafa w tym właśnie
wnętrzu nie razi mnie, tak bardzo jak jeszcze do wczoraj mogłabym myśleć, że
będzie.
Ciekawym
rozwiązaniem było również umieszczenie w przedpokoju lustra o bardzo nietypowym
kształcie. Niby to trapez, a jednak nie – owoż miało bowiem zaokrągloną górną krawędź
co pozwalało na wspomnienie konia na biegunach, który jeszcze za czasów mojego
dzieciństwa był szczytem marzeń parolatka.
Zatem
odpowiedź na pytanie czy tożsamość znajdowana w architekturze przekształca się
czy umiera jest jedna. Czasami bywa tak, że to nie my
urządzamy mieszkanie, a mieszkanie wymusza na nas sposób jego aranżacji.
Inka Wu
[1] «w odniesieniu do
pojedynczego człowieka: świadomość siebie», «fakty, cechy, dane
personalne pozwalające zidentyfikować jakąś osobę», «świadomość
wspólnych cech i poczucie jedności» za: http://sjp.pwn.pl/slownik/2530211/to%C5%BCsamo%C5%9B%C4%87