Łodzianie
bardzo często są postrzegani jako ofiary niewykorzystanych szans władz
miejskich. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ilekroć rozmawiam ze
znajomymi z innych miast słyszę, że ciągle coś się u nich dzieje. A to koncert
jakiejś gwiazdy usańskich potupajek w stylu „Bijąse”, albo innej równie dziwnej
osoby, nie wiem, nie znam się, nie słucham takiej muzyki. Co w tej kwestii ma
do zaoferowania Łódź? Festiwal Mediów w listopadzie, Łódzkie Spotkania
Baletowe, Przegląd Szkół Teatralnych – i
to właściwie tyle, ile przychodzi mi do głowy. A przecież mieszkam w tym
mieście od ponad ćwierć wieku! Oczywiście są również inne imprezy, ale z tego
co się orientuję, są one skierowane do wąskiego grona pasjonatów; ewentualnie
może i są mainstreamowe, ale nic o
nich nie słychać, albo ja nic na ten temat nie wiem, bo nie potrafię ich wyszukać.
Studia na okcydentalistyce są o tyle ciekawe, że nasze hasło o zmienianiu
świata zaczynamy w naszej łódzkiej piaskownicy i z naszymi projektami
wychodzimy poza mury uczelni. Frekwencja na naszych projektach jest mocno
marna, ale mamy nadzieje, że kiedyś się to zmieni. Jednakowoż chciałabym
poszukać przyczyny tego, że w Łodzi nic się nie dzieje, a jak już się dzieje,
to jest znikome tym zainteresowanie.
Kiedy idę ulicą widzę ludzi w ciągłym
pędzie „do” i „z” pracy. Matki z dziećmi, które pędzą do domu z przedszkola, w
którym na czas pracy zostawiły dzieci. Widzę smutnych panów w garniturach z
teczkami, którzy wracają znudzeni swoim życiem do żony, która ciągle robi im
wyrzuty, że wciąż pracują. Widzę dzieci, które z nudów podpalają śmietniki.
Ciągły pęd, beznadzieja i bezrefleksyjność.
Jednak
są ludzie, którzy chcą to zmienić. Zmienić poprzez to, co wychodzi im
najlepiej. Jedną z takich osób jest Pan Andrzej Cieślik, posiadający swoją własną alternatywną wizję świata.

Justyna Wojtczak
zdjęcia Tomasz Lewandowski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz