poniedziałek, 23 czerwca 2014

FILOZOFIA KONSUMPCJONIZMU




***
Fakt



 „To fakt. A fakty to najbardziej uparta rzecz pod słońcem.” - Miachaił Bułhakow

***
Ciało


„Człowiek nie jest duszą używającą ciała, lecz kompozycją duszy i ciała.” - św. Tomasz z Akwinu

***
Płeć


„ Wyrafinowane piękno płci męskiej istnieje tylko po to, aby podniecać płeć żeńską.” - Karol Darwin


***
Wrażliwość




„Jedną z cech miłości jest krańcowa wrażliwość na widok twarzy podobnych do twarzy ukochanej kobiety i odkrywanie jej w twarzach nieznanych” – Akutagawa Ryunosuke

***
Sztuka


„Każde doskonałe dzieło sztuki jest moralnym postępem ludzkości.” - Ludwig van Beethoven

***
Miejsce


"Jest się takim, jak miejsce, w którym się jest.” - Zofia Nałkowska

***
Cnota


 „Radość jest matką wszystkich cnót.” - Johann Wolfgang Goethe

***
Opowieść


„Życie, które mi dano jest tylko opowieścią, ale jak ją opowiem to już moja sprawa.” –Marek Hłasko

***
Zwierzę


„Błąd uczynił zwierzę człowiekiem. Czyżby prawda miała zrobić z człowieka zwierzę?” - Fryderyk Nietzsche


Mateusz Westfal
Witold Wosiński

czwartek, 27 lutego 2014

LUSTRO W KSZTAŁCIE TRAPEZU - ARCHITEKTURA I TOŻSAMOŚĆ



Czy tożsamość znajdowana w architekturze przekształca się czy umiera?

            Biorąc pod uwagę słownikowe znaczenie słowa tożsamość[1] odpowiedź na zadane w tytule pytanie wydaje się być oczywista. Jednak wnioski zostawmy na koniec.
            Jeśli chcielibyśmy traktować architekturę jako twór podobny do folkloru, tradycji czy choćby rodziny, moglibyśmy zauważyć iż zachodzi tu pewna dość znacząca prawidłowość. Zapewne wielu z Was zastanawia się jaka. Ja też się nad tym od dłuższego czasu zastanawiałam i doszłam do wniosku, iż tak jak w różnych skupiskach ludzkich, jednostki oddziałują na siebie w taki czy inny sposób, tak również architektura oddziałuje na ludzi a ludzie na architekturę. Jak to jest możliwe? Jest możliwe choćby z tego względu, że każde pomieszczenie, każdy budynek jest zaprojektowany PO COŚ, DLA KOGOŚ, W JAKIMŚ CELU. Co to oznacza w praktyce? Oznacza to, iż każdy architekt jakkolwiek starałby się dopasować do indywidualnych preferencji klienta, nie uniknie w żaden sposób wpływu wizji własnej. Jednak sztuką jest by zrobił to w taki sposób, by klient a) albo w ogóle się nie zorientował, że taka sytuacja miała miejsce, b) zaakceptował ten stan rzeczy i szalał z zachwytu. Jednak nie to jest tutaj kluczem do tego czym tożsamość znajdowana w architekturze jest w ogóle, ani odpowiedzią na pytanie zadane w tytule. Tą odpowiedzią jest to co ludzie zrobią z tym zastanym stanem architektonicznym danego miejsca. To jak zostanie ono zaadaptowane na potrzeby tego konkretnego użytkownika. Jak możemy się o niej przekonać? Dokładnie dzisiaj uzyskałam odpowiedź na to pytanie goszcząc u mojego przyjaciela. Złożyło się jakoś tak, że wcześniej nie miałam okazji odwiedzić go w jego domu, zaś dziś ta okazja się nadarzyła. Byłam bardzo zaskoczona tym, że mieszkanie po babci, można przearanżować w taki sposób by nie straciło ono na uroku jaki mają w sobie starodawne meble, bibeloty czy choćby elementy wykończenia. Na czym polegała wyjątkowość tego mieszkania? Przede wszystkim na tym, że tak naprawdę nie było absolutnie widać tego, że to mieszkanie ma swoją historię, swoją tożsamość, która w pewien sposób została mu wydarta z chwilą gdy wprowadził się tam mój przyjaciel. Używając słowa wydarta nie mam na myśli pejoratywnego znaczenia tego słowa a raczej porównanie do wyrwanej kartki z kalendarza, która symbolizuje zmiany i przemiany. Interesujące było to, że mimo, iż w tym mieszkaniu znajdowało się wiele elementów wskazujących na jego historię, tożsamość właśnie, do pewnego momentu (a dokładnie do tego w którym nie zostałam uświadomiona, że jest inaczej niż myślę), byłam przekonana, że mieszkanie jest nowiuśkie nieśmigane i od początku aranżowane pod obecnych lokatorów. To zapewne zamiłowanie tychże do antyków tak mnie zmyliło kiedy patrzyłam na te zdobione sufity i szklane żyrandole!
            Jak już wcześniej wspomniałam, zachwyciło mnie połączenie babcinej wizji z tym co przynieśli ze sobą nowi lokatorzy. Z jednej strony jestem wielką fanką antyków i wszystkiego co stare, co zapewne ma związek z moją niezwykle sentymentalną naturą, z drugiej natomiast nigdy nie myślałam o tym by łączyć starocie z nowoczesną modą. Cały czas żyło we mnie przekonanie, że jak antyki to w całym mieszkaniu od podłogi aż po sufit, tak samo jak nowoczesne aranżacje. A tutaj na przestrzeni wcale nie tak dużej – wiadomo przecież jak wyglądają przeciętne mieszkania w blokowiskach – zetknęły się dwa światy i fantastycznie się ze sobą uzupełniały. Piękne zdobienie sufitu zyskało jeszcze na jakości po tym jak nowi lokatorzy wstawili do jednego z pokojów szafę wielkości niemalże całej ściany. Szafa podobnie jak ściany i sufit jest w kolorze białym, z przesuwanymi drzwiami, z lustrem na froncie. Ba! To nie jest jedno lustro, to są cztery lustra (po jednym na każdym z jej skrzydeł). Czy nie przypomina Wam to czegoś? Bo mnie owszem. Mianowicie kiedyś, dawno temu, w innym mieszkaniu, była podobna szafa jeśli chodzi o gabaryty. Pochodziła z lat 40 ubiegłego wieku. I według mnie idealnie pasowałaby do tego wnętrza, które dziś miałam przyjemność oglądać. A mimo to przy całym moim umiłowaniu do staroci spostrzegłam, że ta nowoczesna szafa w tym właśnie wnętrzu nie razi mnie, tak bardzo jak jeszcze do wczoraj mogłabym myśleć, że będzie.
            Ciekawym rozwiązaniem było również umieszczenie w przedpokoju lustra o bardzo nietypowym kształcie. Niby to trapez, a jednak nie – owoż miało bowiem zaokrągloną górną krawędź co pozwalało na wspomnienie konia na biegunach, który jeszcze za czasów mojego dzieciństwa był szczytem marzeń parolatka.
            Zatem odpowiedź na pytanie czy tożsamość znajdowana w architekturze przekształca się czy umiera jest jedna. Czasami bywa tak, że to nie my urządzamy mieszkanie, a mieszkanie wymusza na nas sposób jego aranżacji.


Inka Wu


[1] «w odniesieniu do pojedynczego człowieka: świadomość siebie», «fakty, cechy, dane personalne pozwalające zidentyfikować jakąś osobę», «świadomość wspólnych cech i poczucie jedności» za: http://sjp.pwn.pl/slownik/2530211/to%C5%BCsamo%C5%9B%C4%87

środa, 12 lutego 2014

EKFRAZY I TRANSMEDIACJE: BALTHUS, NOWOSIELSKI, MISHIMA



5 lutego 2014 r. w Miejskim Ośrodku Kultury w Konstantynowie Łódzkim studenci II roku okcydentalistyki Paulina Filipczak, Natalia Lewandowska, Karolina Moszkowicz, Dominika Paprocka, Maja PiątekAnna Świadek, Justyna Wojtczak, Rafał Tadeusz Wroński, zaprezentowali swój projekt zatytułowany Ekfrazy i transmediacje. Projekt ten był składową zajęć tworzących moduł Dyskurs ucieleśnienia. Zebrana w MOK publiczność mogła obejrzeć dwa "spektakle" i jeden "pokaz filmowy" (wzbogacony o dodatkowe efekty), przygotowane przez studentów.
Słowa "spektakle" i "pokaz filmowy" opatruję cudzysłowami, albowiem wydarzenie, w którym braliśmy udział, miało niewiele wspólnego z działaniami odwołującymi się do jednego, wyraźnie wyodrębnionego, "czystego" medium. Chodziło raczej o wykorzystanie rozmaitych języków i narzędzi artystycznych, tak, by w złożonym przekazie nabrały one charakteru dynamicznego, splatały się i rozplatały oddziałując na wszystkich zebranych swą nieoczywistością i komplementarnością. Na ten aspekt projektu wskazywał zresztą jego tytuł.

Czym są ekfrazy i transmediacje?

Termin ekfraza wywodzi się z retoryki. Na jej gruncie oznaczał taką figurę dyskursywną, która pozwalała przedstawiać daną treść w sposób obrazowy, unaoczniający. Z czasem wyodrębniła się w odrębny gatunek literacki, którego wyróżnikiem jest tak silna obrazowość słowa, że przesłania nawet wizualną funkcję obrazów. 
Pojmowanie ekfrazy zaczęło zmieniać się u początków nowoczesności. Zmiana ta wiązała się z włączeniem ekfrazy do dyskursu teologicznego. Ekfrazą nazywano wtedy m. in. obrazy stanowiące interpretację tekstów świętych czy teologicznych. Mamy tu do czynienia z „interpretacją drugiego stopnia” – pierwotne zdarzenie, jego mimetyczne odzwierciedlenie w medium danej sztuki, a następnie interpretację tego odzwierciedlenia w medium charakterystycznym dla innej sztuki.Z biegiem czasu sformułowano teorię ekfrazy jako wszelkiej „interpretacji drugiego stopnia”, rekonfigurującej temat dzieła sztuki przekazanego w innym medium (Szerszenowicz 2008, ss. 28-9; Badyła).

Terminu "transmediacja" użyliśmy jako ekwiwalentu obecnego w literaturze terminu "transmedializacja". Zabieg ten miał na celu wydobycie i podkreślenie roli medium jako pośrednika między różnymi dyscyplinami i praktykami artystycznymi, ale także między twórcami projektu i jego odbiorcami. Chcieliśmy także uniknąć skojarzeń z przekazem mass-medialnym, z którym kojarzyć się może "transmedializacja".
Transmediacja czy transmedializacja tak, jak ekfraza wiąże się z działaniami oscylującymi wokół mediów właściwych dla różnych sztuk. Wyakcentowaniu podlega tu jednak dynamika „przejścia danej praktyki z jednej dziedziny medialnej w inną”. Podkreślona zostaje również „heterogeniczność powstającego w tym procesie wytworu” (Załuski 2010, s. 11).  Transmediacja (transmedializacja), choć podobnie do ekfrazy wiąże się z przekładem danego dzieła, z jego interpretacją i rekonfiguracją w innym medium, to jednak dotyczy bardziej z dynamiki i procesu powstawania wytworu, niż z samego wskazaniem nowego rodzaju pośrednika (mediumi) (zob. Kazimierska-Jerzyk 2010, s. 49).  

Celem projektu było pokazanie, że medium właściwym zarówno dla ekfrazy, jak i transmediacji (transmedializacji) jest „cieleśnie doświadczane miejsce, organizowane przez oddziałujące na widza swoją skalą, abstrakcyjne układy. Działanie ‘miejsca’ polega w tym przypadku na wydobyciu naszego odczucia samych siebie” -  odczucia swojej aktywnej obecności w danej przestrzeni. Wiążą się one zatem z cielesnym zaangażowaniem, z sensorycznym kontaktem z dziejącym się dziełem. Ciało odbiorcy okazuje się równie konstytutywnym elementem zdarzenia twórczego jak ciało artysty, co powoduje, że nasza cielesność staje się niekiedy niejawnym, ale zawsze konstytutywnym medium i tematem ekfraz oraz transmediacji (transmedializacji) (Rejniak-Majewska 2010, s. 49; Kazimierska-Jerzyk 2010, s. 63).   

Punktem wyjścia działań studentów były trzy teksty: fragmenty rozmów z Balthusem (grupa I) oraz z Jerzym Nowosielskim (grupa II), a także obszerny fragment opowiadania Yukio Mishimy  pt. Miłość Wielkiego Kapłana świątyni Shigo (grupa III).

Tekst Balthusa poddany został przekładowi na spektakl, w którym połączono rozmowę, zabawę, dźwięk, a także rysunek i projekcję. Tekst Nowosielskiego przełożono na widowisko-pantomimę. Nastrój budowało tango i zapach kadzidła, malarz zaś – spoglądając na modelkę – przekładał jej postać na symbole związane z sacrum. Grupa III stworzyła film animowany, którego prezentację poprzedził wstęp: zapalono kadzie dla, uczestnikom rozdano napar z jaśminowej zielonej herbaty, poczęstowano wypieczonymi przez studentkę ciasteczkami oraz wręczono złożone z papieru kwiaty lotosu.

Gra światło-cienia, muzyka, zapach, smak, ruch, wyjście ku publiczności – te i inne elementy konsekwentnie budowały nastrój i wskazywały na ciało twórców i odbiorców, jako warunek sine qua non podejmowanych działań. Był to naprawdę niesamowity wieczór, który pokazał, jaką wartość ma twórcze zaangażowanie studentów z inspirujące, acz trudne przedsięwzięcie. Efekty studenckiej pracy ocenić należy celująco! 


_______
(Kazimierska-Jerzyk 2010) W. Kazimierska-Jerzyk, Transmedialność jako poziom lektury, [w:] Sztuki w przestrzeni transmedialnej, T. Załuski (red.), ASP, Łódź.
(Rejniak-Majewska 2010), A. Rejniak-Majewska, „Kondycja postmedialna” i wynajdowanie medium według Rosalind Krauss, [w:] Sztuki w przestrzeni transmedialnej, T. Załuski (red.), ASP, Łódź.
(Szerszenowicz 2008) J. Szerszenowicz, Inspiracje plastyczne w muzyce, AM, Łódź.
(Załuski 2010) T. Załuski, Transmedialność?, [w:] Sztuki w przestrzeni transmedialnej, T. Załuski (red.), ASP, Łódź.

czwartek, 6 lutego 2014

CHWILA DLA CIAŁA I DUCHA



Łodzianie bardzo często są postrzegani jako ofiary niewykorzystanych szans władz miejskich. Dlaczego? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ilekroć rozmawiam ze znajomymi z innych miast słyszę, że ciągle coś się u nich dzieje. A to koncert jakiejś gwiazdy usańskich potupajek w stylu „Bijąse”, albo innej równie dziwnej osoby, nie wiem, nie znam się, nie słucham takiej muzyki. Co w tej kwestii ma do zaoferowania Łódź? Festiwal Mediów w listopadzie, Łódzkie Spotkania Baletowe, Przegląd Szkół Teatralnych –  i to właściwie tyle, ile przychodzi mi do głowy. A przecież mieszkam w tym mieście od ponad ćwierć wieku! Oczywiście są również inne imprezy, ale z tego co się orientuję, są one skierowane do wąskiego grona pasjonatów; ewentualnie może i są mainstreamowe, ale nic o nich nie słychać, albo ja nic na ten temat nie wiem, bo nie potrafię ich wyszukać. Studia na okcydentalistyce są o tyle ciekawe, że nasze hasło o zmienianiu świata zaczynamy w naszej łódzkiej piaskownicy i z naszymi projektami wychodzimy poza mury uczelni. Frekwencja na naszych projektach jest mocno marna, ale mamy nadzieje, że kiedyś się to zmieni. Jednakowoż chciałabym poszukać przyczyny tego, że w Łodzi nic się nie dzieje, a jak już się dzieje, to jest znikome tym zainteresowanie.


            Kiedy idę ulicą widzę ludzi w ciągłym pędzie „do” i „z” pracy. Matki z dziećmi, które pędzą do domu z przedszkola, w którym na czas pracy zostawiły dzieci. Widzę smutnych panów w garniturach z teczkami, którzy wracają znudzeni swoim życiem do żony, która ciągle robi im wyrzuty, że wciąż pracują. Widzę dzieci, które z nudów podpalają śmietniki. Ciągły pęd, beznadzieja i bezrefleksyjność.
Jednak są ludzie, którzy chcą to zmienić. Zmienić poprzez to, co wychodzi im najlepiej. Jedną z takich osób jest Pan Andrzej Cieślik, posiadający swoją własną alternatywną wizję świata.


Dlaczego napisałam o alternatywnej wizji świata? Otóż Pan Cieślik prezentował niedawno, tym razem w Łódzkim Domu Kultury, swoją instalację pt. Morze – Raj pierwszy. Początkowo byłam do niej sceptycznie nastawiona (jak to ja – kto mnie zna ten wie), ale myśląc nad pisaniem tej notki, myśląc i myśląc, wymyśliłam! To jest właśnie alternatywa, dla znudzonych matek, nieszczęśliwych mężów i dzieci, które mają za dużo wolnego czasu. Instalacja była skierowana praktycznie do każdej grupy wiekowej. Były dzieci, była młodzież, brać studencka jak również panie i panowie w średnim wieku. Instalacja z towarzyszącą jej muzyką Pana Przemka Kuczyńskiego – Bęben, idealnie wprowadzała przybyłych w stan kontemplacji i relaksu, zaś światła dodawały ciepła temu miejscu. Instalacja sprawiła, że na moment czas się zatrzymał, a ludzie mieli chwilę dla siebie. Mogli usiąść na miękkich poduszkach, które swym kolorem nawiązywały do piaszczystych plaż, napić się wina czy spróbować pysznych (!) pączków.
Instalacja Pana Cieślika, spowodowała, że moje serce mimo całej cielesnej niechęci do plaż i morza wyło z rozpaczy i tupało głośno CHCĘ TAM BYĆ, CHCĘ TAM BYĆ. Jednak to, co urzekło mnie najbardziej, to wizerunek Jelenia wiszącego ponad głowami fok. Tym zostałam przez Miłego Pana Autora, kupiona. Okazało się bowiem, iż Miły Pan Autor, ma naprawdę przyjazną wizję świata i nawet jeśli jeleń i foka nie spotykają się na co dzień w swoich naturalnych środowiskach, to ja widzę tu piękną metaforę – impossible is nothing.


Justyna Wojtczak
zdjęcia Tomasz Lewandowski

niedziela, 26 stycznia 2014

ARCHITEKTURA PRZYMUSU W ŁÓDZKIM MS2!



Architektura przymusu w łódzkim MS2!

Dnia 17 stycznia 2014 r.  księgarnia „mała litera”  mieszcząca się w budynku Muzeum Sztuki na terenie łódzkiej Manufaktury, przy ul. Ogrodowej 19 zaprosiła wszystkich sympatyków MS2 na spotkanie z autorami publikacji Architektura przymusu: Tomaszem Ferencem, Markiem Domańskim i Tomaszem Załuskim. Za sprawą wyjątkowej tematyki prezentacji autorzy zbiorowej pracy dotyczącej ARCHITEKTURY PRZYMUSU przedstawili proces pracy nad projektem, który był tak na prawdę zderzeniem artystycznych działań z socjologicznymi badaniami naukowymi. Badania i doświadczenia  doprowadziły ostatecznie do wydania publikacji w postaci książki. Jakie miejsca autorzy odwiedzili pracując nad tym projektem? Były to: żłobki, przedszkola, szkoły, urzędy, szpitale, budynki na przejściach granicznych, więzienia, szpitale psychiatryczne, pomniki itp.
Spotkanie rozpoczęło się od relacji związanej z doświadczeniem przekraczania granicy polsko -niemieckiej oraz wizyty w więzieniu w Łęczycy. Relacja podparta została dokumentacją fotograficzną, dlatego też łatwiej było oswoić się z tym trudnym tematem jakim jest architektura przymusu. Czym jest więc architektura, o której była mowa? Najkrócej rzecz ujmując: to interdyscyplinarne studia nad rozwiązaniami architektonicznymi, mającymi służyć kontrolowaniu, porządkowaniu ludzkich zachowań.
Autorzy publikacji zanim przeszli szczegółowych informacji na ten temat opowiedzieli o samej książce, która jest zbiorem różnorodnych tekstów, opisanych za pomocą doświadczeń każdego autora z osobna. Znajdziemy w niej artykuły:
- HERMAN VAN DEN BOOM - Architecture of Intymacy

- TOMASZ ZAŁUSKI - Futerał na ciało. Tayloryzm i biopolityka w koncepcji architektury funkcjonalistycznej Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego

- DAGMARA BUGAJ - Asp

- ARTUR NOWAKOWSKI  - Przymus czy miłosierdzie: architektura zakładów dla obłąkanych w XIX-wiecznej Anglii i Stanach Zjednoczonych

- TOMASZ FERENC - Szpital jako laboratorium współczesnych projektów biopolitycznych i Centrum Zdrowia Matki Polki

- Anna Matuchniak-Krasuska -„Za drutami” - szkic socjologiczny o Oflagu II C Woldenberg

- MAREK DOMAŃSKI - Zakład karny w Łęczycy

- PHILIPP LOHOFENER - Hohenschonhausen

- PIOTR CHOMCZYŃSKI - Instytucja totalna w obiektywie. Socjologiczna analiza architektury wybranych zakładów karnych

- MAREK DOMAŃSKI, TOMASZ FERENC Granica

- MAGDALENA MELNYK - Architektura i władza – casus franksistowskiej Hiszpanii

- KONRAD GRAINER – Pomniki z okresu włoskich i hiszpańskich dyktatur faszystowskich

- WIKTOR SKOK - Pomnik Grunwaldzki i pomnik-mauzoleum Hindenburga w Tannenbergu. Próba zestawienia historii obu projektów, ideologii i mitów z nimi związanych

- KONRAD GRAJNER - Pomnik Grunwaldzki

- ALEKSANDRA SUMOROK - Zniewolenie architektury? Przypadek Nowej Huty. Kilka spostrzeżeń

- MAREK DOMAŃSKI - EC2

- KAROLINA GRABOWSKA-GARCZYŃSKA – Współczesna „architektura” placówek opieki dla najmłodszych dzieci i nowe praktyki nadzoru. Casus warszawskich „małych artystów”

- WALDEMAR DYMARCZYK – Janusowe oblicze organizacji, czyli w labiryncie metaforycznych obrazów architektury biznesu

- MAREK DOMAŃSKI - Klaster

- ADAM DZIDOWSKI - Od produktywności do kreatywności. Ewolucja funkcji motywacyjnych przestrzeni biurowej

- MAREK DOMAŃSKI, WERONIKA ŁODZIŃSKA-DUDA, TOMASZ FERENC -Szkoła
Zbiór tych prac stanowi syntetyczną całość w kontekście architektury przymusu i pozwala na interdyscyplinarne podejście do tej kwestii. Pomimo odrębnych badań, uwzględniając różne aspekty poznawcze nasuwają się wspólne wnioski, które pozwoliły na skoncentrowanie się nad architekturą przymusu jako całościowym tematem, obejmującym szereg analiz.
Istotne przy tym projekcie był m.in. udział fotografów prezentujących swój punkt widzenia na ten temat na równi z badaczami jak i teoretykami. Wśród zebranych tekstów znajdziemy m.in analizę koncepcji architektonicznych Kobro i Strzemińskiego jak i opisy socjalistycznych osiedli mieszkaniowych oraz hiszpańskiej architektury doby Franco.
Podczas spotkania dowiadujemy się, że doświadczenia były związane z badaniem miejsc dyscyplinowanych opresyjnie przez architekturę, czyli miejsc najczęściej użytku publicznego typu szpitale, szkoły. Istotne dla całego zagadnienia okazała się być koncepcja organizacji pracy, zwana tayloryzmem, która  wskazuje na to jak np. pracownicy w fabryce samochodów mają pracować. Narzucanie pewnych schematów, które mają pomóc w organizacji powoduje w gruncie rzeczy szereg kłopotów społecznych. Podobnie jak nie da się uciec od tego, żeby architektura nie odwoływała się do emocji, zawsze wzbudzała i nadal będzie przywoływać odmienne skojarzenia i uczucia.
Warto  problemowi przyjrzeć się także z socjologiczno - medycznego punktu widzenia, jak to uczynił francuski filozof, historyk i socjolog Paul Michel Foucault. Posłużę się tutaj fragmentem pracy na ten temat Pani dr hab. Ewy Bińczyk z Instytutu Filozofii UMK w Toruniu:
W swych pracach Foucault wiele uwagi poświęcił historycznym rekonstrukcjom procesów medykalizacji społeczeństwa zachodniego począwszy od XVIII wieku. Procesy medykalizacji wiązał on, z jednej strony, z pojawieniem się pewnych nowych typów władzy, które nazywał władzą anatomopolityczną i biowładzą oraz, z drugiej strony, z pojawieniem się nowych kompleksów wiedzy, które nazywał dyskursami werydycznymi, to jest dyskursami przypisującymi sobie status prawdziwych. Analizy podejmowane przez Michela Foucault, które pragnęłabym przywołać, dotyczyły: historycznych sposobów kulturowego konstytuowania fenomenu ciała oraz choroby (ze zwróceniem szczególnej uwagi na status chorób psychicznych); procesów przemian statusu pacjenta i pozycji lekarza w strukturze społecznej; wpływu praktyk medycznych oraz typów wiedzy sprzężonych z tymi praktykami na inne sfery kultury (zwłaszcza sferę wyobrażeń symbolicznych, wartości, sposobów jednostkowego doświadczania siebie). Spośród kompleksów wiedzy powiązanych z obszarem praktyk medycznych Foucault najwięcej uwagi poświęcił dyskursom psychologii i psychiatrii, kryminologii oraz seksuologii.
Jak widać interdyscyplinarne podejście do tematu architektury przymusu jest niezbędne. Podsumowując spotkanie w Muzeum Sztuki było ciekawym zgłębieniem wiedzy na temat niełatwy, ale zarazem ciekawy i intrygujący, do którego warto zapewne powracać. Dyskusja wzbudziła wiele  refleksji i pytań, co jest dodatkowym potwierdzeniem, że nie da się przejść obojętnie, gdy mowa o architekturze przymusu.
Relacja: Angelika Leduchowska, okcydentalistyka, rok II


czwartek, 23 stycznia 2014

CIAŁO NAGIE, CIAŁO UKRZYŻOWANE - O WYSTAWIE GUERCINA



            Okcydentalistyka to kierunek pozwalający na interdyscyplinarne spojrzenie na kulturę Zachodu z perspektywy nauk humanistycznych. Warunkiem ukończenia każdego semestru (oprócz zaliczenia poszczególnych przedmiotów) jest zrealizowanie dwóch projektów, polegających na współpracy z instytucjami kultury, zorganizowaniu wycieczki, gry dydaktycznej, prelekcji lub też napisanie recenzji z jakiegoś wydarzenia dla określonej grupy odbiorców. Istotą takich projektów jest zdobywanie wiedzy i uczenie się poprzez doświadczanie, praktyczne jej wykorzystywanie oraz współpracę w grupie.
            W bieżącym semestrze realizowaliśmy projekt będący częścią modułu pt. Dyskurs ucieleśnienia, w ramach przedmiotu Historia ciała – zarys, który prowadziła dr Marzena Iwańska (pracownik Instytutu Historii UŁ). Zasadniczą częścią tego projektu było zorganizowanie wycieczki do Muzeum Narodowego w Warszawie na wystawę prac włoskiego malarza Guercina (Giovanniego Francesco Barbieri) zatytułowanej Guercino. Triumf baroku. Arcydzieła z Cento, Rzymu i kolekcji polskich. Niniejszy wpis jest relacją i recenzją owej wystawy pod kątem naszego głównego tematu – obrazy ciała w malarstwie barokowym. 


            Omawianą wystawę można oglądać w warszawskim Muzeum Narodowym od 20 września 2013 do 2 lutego 2014 roku. Dlaczego obrazy, które dotąd nie wyjeżdżały poza granice Włoch, przywędrowały do stolicy Polski? Otóż rodzinna miejscowość Guercino, znajdujące się niedaleko Bolonii miasteczko Cento, zostało niedawno nawiedzone przez trzęsienie ziemi. Zniszczenia powstałe w wyniku tego zdarzenia zagrażały pracom malarza i z tego właśnie powodu zorganizowano ich wystawę, tymczasowo przenosząc je do Warszawy. Na wystawie można obejrzeć 87 dzieł Guercino: 33 obrazy, 21 rysunków, 33 ryciny. Znalazł się na niej też jeden z najcenniejszych jego fresków z Cento - Madonna z Reggio, który według jednego z historycznych przekazów, Guercino namalował, gdy miał osiem lat.
Guercino to przydomek artysty, który właściwie nazywał się Giovani Francesco Barbieri. Przydomek zyskał jeszcze w okresie wczesnego dzieciństwa. Podobno, pewnego razu wyrwać miał go ze snu jakiś donośny głos, a mały Giovani Francesco tak się wystraszył, że źrenica w prawym jego oku przesunęła się w stronę kącika i tak pozostała. Od tego momentu nazywano go guercinem czyli zezowatym. 


Urodził się we wspomnianym  Cento, niedaleko Bolonii  w roku 1591 i tam spędził większość swojego życia. Około dwa lata pracował też w Rzymie, kiedy to tworzył na zlecenie papieża Grzegorza XV. Pod koniec życia przeniósł się do Bolonii i tam zmarł w roku 1666 r.  Tam też jest pochowany.
W XVII wieku st się Guercino jedną z największych postaci włoskiego malarstwa barokowego, autorem wielkoformatowych kompozycji religijnych, obrazów, pejzaży i portretów. Jego prace to głównie dzieła o tematyce sakralnej. Malując zgodnie z kanonami swojej epoki, dużą wagę przywiązywał do ekspresyjności swoich dzieł. Obrazy jego przyciągają uwagę widza, wzbudzają emocje, poruszają. Cel ten osiągał między innymi poprzez, niejednokrotnie, teatralne gesty i postawy malowanych postaci, ich pełne emocji wyrazy twarzy, wysycone głębokie kolory obrazów, odpowiednie operowanie światłem i cieniem. Niejednokrotnie w swych obrazach zaskakuje odbiorcę, prowadzi z nim swoistą grę, uwodzi niejako, w nieoczekiwany sposób skracając perspektywę, albo zamieszczając ciekawe elementy w tle właściwej kompozycji.
Naszą wycieczkę, której celem było przyjrzenie się prezentacji ciała ludzkiego w malarstwie Guercina, zorganizowaliśmy 19 grudnia 2013 roku. W naszej opinii obrazy ciała i odniesienia do cielesności pojawiają się w jego dziełach w kilku kontekstach i  w kilku miejscach. Już na początku naszego zwiedzania, w pierwszej sali natknęliśmy się na kilkanaście rysunków, szkiców poszczególnych części ciała ludzkiego, które były studiami wstępnymi do malowanych później obrazów. Zobaczyć można było między innymi ryciny ukazujące  rękę, oko, ucho czy nogę. Warto przy tej okazji wspomnieć, iż Guercino w swoim Cento założył na początku XVII wieku szkołę aktu, nagości (Accademia del Nudo), w której była możliwość doskonalenia  malarskiego warsztatu ukazywania ludzkiego ciała. 


Poruszając kwestię ciała nagiego w twórczości Guercina, koniecznie wspomnieć trzeba o przedstawieniach Jezusa Chrystusa oraz świętych. Dobrym przykładem jest monumentalny obraz Ukrzyżowanie ze św. Franciszką Rzymianką i św. Elżbietą Węgierską, gdzie ukazane zostało umęczone ciało Chrystusa, ciało, na którym odnaleźć możemy wiele śladów mówiących o doznanych okaleczeniach podczas jego męki. Szczególną uwagę zwróciliśmy chociażby na niezwykle realistyczne, perfekcyjnie, z ogromną pieczołowitością namalowane przez mistrza z Cento krople krwi sączące się z ran Chrystusa, czy też jego paznokcie. Z podobną dokładnością namalowany został też płaszcz stojącej pod krzyżem św. Elżbiety. Ciało Jezusa pozostaje najjaśniejszym i przez to najwyraźniejszym elementem kompozycji, to na nim malarz skoncentrował  światło.
Kolejnym ciekawym obrazem jest Święty Jan Chrzciciel na Pustyni, gdzie Święty przypomina do złudzenia Chrystusa. To swoisty rodzaj gry Guercina z odbiorcą, iluzji, która właściwa była dla całego malarstwa barokowego. Postać Świętego Jana, mimo że siedząca, ukazana jest z niezwykłym dynamizmem, tak, jakby wykonywała ruch.
Dziełem, które także zwróciło naszą uwagę to Matka Boska z Dzieciątkiem Błogosławiącym. Ukazana jest na nim scena dość specyficzna, mianowicie moment kiedy Matka Boska uczy gestu błogosławieństwa swojego maleńkiego syna, stając się w ten sposób niejako pośredniczką miedzy bogiem a człowiekiem. Dzieciątko ukazane jest zupełnie nagie, bez okrycia.  Zachwyca w tym obrazie intymność sceny, widoczna czułość i miłość  Marii, którymi darzyła swe Dziecię. Co ciekawe, na malowidle tym przedstawione postaci pozbawione zostały jakby atrybutów świętości, a omawiana scena do złudzenia przypomina tę, z życia zwykłych, świeckich ludzi. 


Na przykładzie tego dzieła zwróciliśmy uwagę na scenograficzne dopracowanie wystawy. Warto wspomnieć tutaj, iż o nowoczesną aranżację plastyczną zadbał Borys Kudlicka, znany scenograf pochodzenia słowackiego. Zgodnie z jego zamysłem zwiedzanie odbywało się w większości w półmroku, żadna z sal nie była centralnie oświetlona. To przede wszystkim gra świateł na wystawie, ich precyzyjny kąt ustawienia i dobrana intensywność oświetlenia, pogłębiały wrażenie intymności i bliskości pomiędzy Matką a Synem, sprawiały że wszystko poza obrazem było ciemne, mało widoczne, nie rozpraszające uwagi. Pozwoliło to nam obcować z dziełem Guercina niejako na osobności, w większym skupieniu i zadumie.
Z punktu widzenia naszego tematu przewodniego – historii ciała, istotny był też motyw Vanitas - przemijania pojawiający się w malarstwie Guercino. Idealne jego odzwierciedlenie znajdziemy w jednym z najważniejszych dzieł artysty Pasterze Arkadyjscy - Et in Arcadia ego. Przedstawia on dwóch pasterzy przyglądających się ogołoconej do białej kości czaszce, leżącej na omszałym kamieniu. To fragment ciała będącego w stanie rozkładu, symbolizujący śmierć, która zawitała także do Arcadii, mitycznej krainy szczęśliwości. Obraz jest wieloznaczny, nie ma zgodności pomiędzy historykami sztuki, co do znaczenia wyrytego na fragmencie skały napisu Et in Arcadia ego, co można odczytywać, jako „i ja jestem w Arcadii”. W ten sposób całość kompozycji przypomina nam o nieuchronności śmierci, o jej obecności nawet w Arcadii, o przemijalności życia. I w tym dziele zaskoczyła nas niezwykła dokładność artysty w szczegółach. Na większości reprodukcji ledwie widoczna jest mucha, która po przyjrzeniu się obrazowi na żywo niemal ożywa, chcąc jakby odlecieć z namalowanego wieki temu płótna. Uderzająca jest mnogość symbolicznych detali wokół rozkładającej się czaszki. Dostrzec można między innymi larwę, z której wyłoni się motyl- symbol duszy czy mroczne ptaszysko - najprawdopodobniej symbolizujące obecność diabła.
Na zakończenie naszej recenzji pragnęlibyśmy podkreślić, jak wyjątkowym doznaniem estetycznym była możliwość oglądania na żywo oryginalnych malowideł mistrza z Cento i jak bardzo jest to różne od oglądania choćby najdokładniejszej reprodukcji.

Autorzy:
Weronika Borowiecka, Martyna Kuźniak, Angelika Leduchowska, Kamil Bereda, Tomasz Pawlak