niedziela, 12 stycznia 2014

DOM, WNETRZE, PAMIĘĆ - konkurs felietonowy

Wśród uczestników zajęć Pięć zmysłów. Strategie ucieleśnienia: filozofia, nauka, sztuka i pamięć trwa konkurs na felieton poświęcony architekturze. Pytania konkursowe sformułowali sami studenci, dyskutując nad tekstem Diany Agrest, Architektura z zewnątrz. Ciało, logika i płeć [Przegląd Filozoficzno-Literacki nr 4(2011)].
Z przyjemnością prezentuję pierwszy z felietonów konkursowych, rzecz jasna - anonimowo.

Marcin M. Bogusławski
opiekun KNO



Wnętrze domu wspomaga pamięć?


Drogi Czytelniku. Po przeczytaniu tytułu tego felietonu pewnie popukałeś się w głowę, jak poważni studenci studiów jak najbardziej humanistycznych mogą zajmować się takimi niedorzecznościami. Jeśli jednak nie zamknąłeś okienka z tym tekstem, postaram się nie zawieść Twoich oczekiwań. Nigdy w życiu nie pisałam felietonu i nie chce popełnić błędu. Mam nadzieję, że wybaczysz mi niedociągnięcia. Może błędem jest już sam temat? Może..
Kiedy, doceniając jego wszechwiedzę, pytam wujka Google o temat mojego felietonu wyskakują mi tylko strony wielkich koncernów meblowych, katalogi i podcasty w stylu „my urządzimy Twój dom!”. Jakie właściwe „my”? I co to za zwrot „urządzenie domu”? Czy coraz popularniejsze oddawanie domu obcym ludziom aby go „urządzili” jest zdrowe? Moim zdaniem absolutnie nie. 
Dom to najważniejsza przestrzeń w życiu. Wiedzieli o tym ludzie od zarania dziejów szukając na założenie ogniska domowego najbezpieczniejszej jaskini. Ma być bezpiecznie, przytulnie i swobodnie. Dom ma się dobrze kojarzyć. Dla niektórych ma w nim pachnieć świeży chleb, dla innych wystarczy, że będzie w nim czekać ukochana osoba. W nim gotujemy, cieszymy się, płaczemy, cierpimy, kłócimy i chorujemy. Czy nie powinniśmy kreować go sami? Czy nie czujemy się lepiej w przestrzeni zagospodarowanej samodzielnie? A może to staroświeckie podejście? W każdym razie to nasze wspomnienia o nim kreują jego wnętrze. Wyobrażamy sobie nasz dom takim, jakim go zapamiętaliśmy. 
Czasem mam wrażenie, że nasza kultura dąży do jak największej homogenizacji. Wszystkie sklepy urządzone tak samo, coraz modniejsze sieciówki. Człowiek czasem zastanawia się o czy ma dejavu wchodząc do Żabki czy Biedronki, które nie różnią się niczym oprócz obsługi. Brr! 
Czy i przestrzenie naszych domów mają być identyczne? Skąd się wzięła moda na puste ściany, wielkie powierzchnie przy minimalnej ilości mebli i ozdoby, które nic nie mówią o właścicielu? Czy to nie oznaka, że tracimy naszą indywidualność, że zapominamy o sobie? Bo moim zdaniem jej przejawem nie jest modne hasełko napisane modną czcionką i naklejone (żeby łatwiej zdjąć) na ścianie. Czemu sami doprowadzamy do tego, że nie chcemy przebywać w swoich własnych domach i uciekamy w miasto? Może dlatego, że stają się one coraz bardziej podobne do naszych miejsc pracy? Albo jesteśmy tak dumni, ze wyglądają jakby właśnie wyszedł z nich architekt wnętrz, że boimy się cokolwiek dotknąć, bo zespujemy? Mogę tylko gdybać. I będę!
Każdy z nas kiedyś zmienił miejsce zamieszkania, w końcu przeprowadzki są dla ludzi. Moją osobistą traumą było mieszkanie w akademiku. Wychowana w dużym domu z ogrodem, w którym zawsze było pełno ludzi a ja od małego mogłam personalizować w nim przestrzeń do woli przeżyłam szok. Paradoksalnie nie był problemem brak prywatności czy hałas. Dołujące były pokoje. Wszystkie takie same. Ta sama wielkość, te same meble, ten sam ich układ. I tak na każdym piętrze! Czasem ktoś się odważył przesunąć stół albo powiesić fotografię nad łóżkiem. Piętra podobnie! Korytarze jak w szpitalu, z jednej strony z okienkiem na końcu, z drugiej palarnia. Kiedy człowiek zostawał sam w pokoju i wychodził do toalety czuł się jak w psychiatryku. No ale cóż- dom studenta. Jaka kasa taka jakość. Kolejna przeprowadzka była wybawieniem. Własny pokój, który mogłam umeblować jak chciałam, podobnie jak kuchnię i łazienkę. I wcale nie potrzebowałam do tego speca z tytułem magistra.
Zazdrościmy domów innym. To naturalne i jak najbardziej ludzkie. Podobają nam się inne wnętrza, wyraźniej czujemy zapachy, przykładamy większą uwagę do szczegółów. Mówiąc o kimś, u kogo byliśmy w domu, a nie znamy się z nim za dobrze, łatwiej przypominamy sobie osobę jeśli przywołamy jakiś element wyposażenia jej domu. Zawsze zapamiętujemy coś z wizyty w pomieszczeniu. Zwracamy uwagę na zegarki, barwy ścian, podłogę czy obrazy. W jakiś sposób więc wnętrze pozwala nam pamiętać, albo chociaż pomaga kojarzyć. 
Podobny wpływ ma na nas nasz własny dom. W zależności od tego w jakiej przestrzeni żyjemy, tak się czujemy. Więcej przywiązania mamy do wnętrza, które sami urządzamy. Okazujemy mu więcej szacunku, mamy więcej wspomnień z nim związanych. Choćby te, które są związane z urządzaniem go i poszukiwaniem inspiracji. Jeśli planujemy przestrzeń wspólnie z inną osobą każdy detal w takim domu przypomina nam ją. Chyba każda wspólnie zamieszkująca para przez to przechodziła. Patrząc na ściany pamiętają sprzeczkę przy przeglądaniu katalogów z kolorami lub w sklepie z artykułami budowlanymi. Światło lampy rozjaśnia zakamarki pamięci. Pamiętasz jak szukałeś do niej żarówki z małym gwintem mimo że miałeś milion rzeczy do zrobienia? Albo lodówka. Pamiętasz jak byłeś zabiegany a w niej nic nie było? Albo ten obraz od babci. Powiesiłeś, żeby dała Ci spokój. Miałeś zdjąć jak już sobie pójdzie ale jakoś tak zostało i wisi już piąty rok. Ale jakoś szkoda go zdjąć bo pamiętasz jak babcia się cieszyła. Jeśli usiądziesz i rozejrzysz się po swoim mieszkaniu przypomnisz sobie masę sytuacji- zabawnych, smutnych, denerwujących, które są związane z konkretnym przedmiotem w konkretnym miejscu. Czy więc nie jest tak, że wnętrze pozwala nam pamiętać? Zostawiam Cię Czytelniku sam na sam z tym pytaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz